Pomimo, że to północ Dominikany skradła nasze serca, południe tego karaibskiego kraju również jest warte uwagi. To na południu znajduje się stolica wyspy Santo Domingo, a także najpiękniejsze wyspy należące do Dominikany: Saona i Catalina. Ponadto to na południu znajduje się dziewiczy Park Narodowy Jaragua i niesamowite Cabo Rojo, do którego zawitać powinien każdy miłośnik plażowania.
Santo Domingo
Naszą podróż po południowej części Dominikany zaczęliśmy od wizyty najstarszego miasta Karaibów – Santo Domingo. Stolica Dominikany została odkryta w XV w. przez brata Krzysztofa Kolumba – Bartłomieja. Jej centrum historyczne Zona Colonial od 1990 r. wpisane jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Większość budynków i elementów architektonicznych tego miejsca nie zmieniła się od początku XVI wieku. Co warto zobaczyć w centrum historycznym?
Park Kolumba
Jest to niewątpliwie wizytówka Zony Colonial, a także jedno z głównych miejsc spotkań mieszkańców stolicy. Na środku parku znajduje się pomnik Kolumba, a za nim natomiast katedra Najświętszej Maryi Panny, będąca pierwszą katolicką katedrą Ameryk.
Alcazar de Colon
Wybudowana na początku XVI w. rezydencja syna Krzysztofa Kolumba – Diega. Dawniej budynek składał się z ok. pięćdziesięciu pomieszczeń i ogrodów, jednakże obecnie można podziwiać jedynie połowę jego pierwotnej powierzchni.
Fort Ozama
Najstarsza twierdza Ameryk, zbudowana w 1502 r. Obecnie stanowi punkt widokowy na okolicę.
Ulica Calle el Conde
Jest to najstarsza ulica centrum historycznego Santo Domingo. Znajdują się na niej zarówno restauracje jak i sklepy z pamiątkami. Nierzadko można także spotkać miejskich rękodzielników wystawiających swoje dzieła i zachęcających na spojrzenie na ich sztukę. Na ulicy ciągną się lampki świąteczne, co w szczególności o zachodzie słońca a także wieczorem nadaje jej niezwykle romantycznego charakteru.
Jak warto zwiedzać Zonę Colonial?
Oczywiście, że na piechotę! W centrum znajduje się kilka tablic z mapą oraz oznaczeniem, gdzie aktualnie się znajdujemy. Na mapie znajdują się informacje o najważniejszych punktach miasta wraz z sugerowaną trasą zwiedzania. Bardzo ciężko jest się tutaj zgubić.
Spacerując warto jednak pamiętać, aby zachować ostrożność – podczas zameldowania się w naszym hotelu zostaliśmy ostrzeżeni aby nie wychodzić do centrum z aparatem fotograficznym Ostrzeżenie usłyszeliśmy ponownie podczas wyjścia na spacer. Dlatego ostatecznie zdecydowaliśmy się robić zdjęcia telefonem komórkowym (stąd też ich troszkę gorsza jakość).
Warto uważać na przewodników turystycznych. Niestety mieliśmy małą niemiłą przygodę z jednym z nich… A wszystko zaczęło się od tego, że spytaliśmy o drogę niewłaściwą osobę. Chcieliśmy się tylko upewnić, czy dobrze idziemy, a okazało się, że zapytany przez nasz człowiek był przewodnikiem. Ponieważ zapytaliśmy go o drogę, ten wywnioskował, że koniecznie potrzebujemy przewodnika, bo się zgubimy!
Pomimo że powiedzieliśmy że zwiedzamy na własną rękę, ten zaczął z nami iść i opowiadać historię mijanych budynków. Na początku staraliśmy się miło acz stanowczo zakomunikować, że nie chcemy jego usług, ostatecznie musieliśmy zacząć go ignorować. Pomimo zapewnień, że on to robi za darmo, wiedzieliśmy już jak się to skończy. I się nie pomyliliśmy – po dotarciu do fabryki czekolady (którą sami znaleźliśmy), zażądał od nas zapłaty. Niby kwota nie duża (ok. 5$), ale strasznie nie lubimy takich sytuacji. Oczywiście zgodnie z prawdą odpowiedzieliśmy, że nie potrzebowaliśmy jego usług, więc nie będziemy za nie płacić. Próbował wymusić na nas zapłatę idąc za nami do kolejnych miejsc, ale w końcu poddał się widząc, że go ignorujemy.
Dodatkowe informacje
Oprócz historycznego centrum miasta warto udać się na spacer nadmorską promenadą. Na trasie promenady gdzieniegdzie znajdują się miejsca, na których albo można przysiąść albo po prostu zatrzymać się aby podziwiać wzburzone fale i wypływające w morze statki.
Teoretycznie chodzenie po innych częściach Santo Domingo jest niepolecane, ze względu na bezpieczeństwo. Jednakże, idąc na dworzec Expreso Romana, warto zahaczyć o Plazę Lama – dom towarowy znajdujący się nieopodal dworca, w którym można kupić rzeczy w bardzo atrakcyjnych cenach. Ceny zarówno jedzenia, jak i pamiątek są tutaj najniższe na wyspie.
Po dwóch dniach odpoczynku w stolicy Dominikany, udaliśmy się na wschód wyspy, do małej nadmorskiej miejscowości Bayahibe. Naszym kolejnym celem była wyspa Saona.
Bayahibe
Bayahibe to nadmorski kurort będący bazą wypadową na znajdującą się w pobliżu rajską wyspę Saonę. Zarówno plaża jak i sama wioska nie były tak piękne, jak te znajdujące się na północy kraju. Jednakże ludzie, których spotykaliśmy byli równie sympatyczni. Już pierwszego dnia podczas wieczornego spaceru udało nam się namierzyć osoby, od których zarezerwowaliśmy wycieczkę na następny dzień w bardzo przystępnej cenie. Nasz łamany hiszpański kolejny raz okazał się bramą otwierającą możliwość negocjacji ceny. Bez podstaw hiszpańskiego nie dalibyśmy rady, ponieważ osoby sprzedające nam wycieczkę nie mówiły po angielsku. Następnego dnia okazało się, że nikt z „obsługi” oprócz przewodnika (który przypadał jeden na cały katamaran) nie mówił po angielsku. Warto tutaj wspomnieć, że grupy „hotelowe” miały ze sobą zwykle swojego własnego przewodnika.
Na Saonę popłynęliśmy szybką łodzią motorową. Przed dotarciem do celu zatrzymaliśmy się na pół godzinny postój w tzw. piscina natural, czyli płytkiej, ciągnącej się kilometrami między lądem a Saoną wodzie. Podczas tego czasu mogliśmy popływać na mieliźnie i cieszyć się pięknym, lazurowym kolorem wody. Po takich miłym preludium udaliśmy się w kierunku naszego celu, który przepięknie widniał na naszym horyzoncie.
Wyspa Saona
Wyspa Saona była naprawdę przepiękna. Śnieżnobiały piasek, palmy rozsiane przy brzegu, turkusowa woda… Na wyspie mieliśmy niecałe trzy godzinki dla siebie, więc stosunkowo nie dużo. W tym czasie zdążyliśmy zjeść obiad (który był zawarty w cenie wycieczki), przejść się po białej, piaszczystej plaży a także popływać w krystalicznie czystej wodzie. Nie obyło się również bez sesji zdjęciowej na palmach 😛 Zamiast spacerów można było się również wyłożyć na jednym z darmowych leżaków.
Z Saony wracaliśmy katamaranem. Z głośników rozbrzmiewały letnie rytmy. „Obsługa” rozdawała schłodzone napoje, natomiast chętni mogli tańczyć bachatę i merenguę, której kroki prezentowali profesjonalni tancerze. Katamaran kołysał się lekko wśród fal, a w naszych głowach wracaliśmy do miękkiego piasku Saony, która powoli znikała na horyzoncie… do czasu aż nagle znikąd nastąpiło oberwanie chmury…